Wisia już czeka...

Najważniejsza podróż jego życia, ma cel... ma twarz...Wiktorii - kobiety, z którą przeżył prawie 65 lat. Leszek był bardzo religijnym człowiekiem, a jednak to twarz jego żony streszczała w tym momencie wszystko, w co wierzył i na co czekał. Myślę, że taka powinna być ta ostatnia podróż - nie gdzieś, ale do kogoś... i od kogoś.
Dla mnie najtrudniejszy był zawsze moment odjazdu i przybycia - w zasadzie było to tak częste, że się z tym oswoiłem: nikt cię nie żegna, nikt na ciebie nie czeka... nie liczę tu sytuacji, kiedy czeka na ciebie ktoś z twoim nazwiskiem lub nazwą konferencji, w której uczestniczysz - to miłe, pozwala ci poczuć się odnalezionym i zaopiekowanym w obcym świecie, ale nic więcej...
Lubiłem patrzeć - najczęściej siedząc w pociągu, bo lotnisko szybko rozdziela strony - na żegnających się, albo witających ludzi. Pamiętam ten jeden raz, kiedy moi parafianie chcieli mnie odprowadzić na dworzec w Mediolanie - widocznie musiałem podzielić się z nimi moim "podróżniczym sieroctwem" - i czekali do odjazdu pociągu - niesamowite doświadczenie, gdy w obcym kraju i mnie ktoś odprowadza i macha mi na pożegnanie...
Gdybym i ja miał dzisiaj wyruszyć w podróż Leszka czy myślałbym o kimś tam... do kogo idę? Trudny temat... święci są dla mnie za wielcy, by liczyć na ich komitet powitalny... Pan Jezus ma ważniejsze sprawy i poważniejszych gości na liście przyjęć.... myślę, że zadowoliłbym się tym, że - jak kiedyś w Nowym Jorku - przyjeżdżam do klasztoru, ktoś mi daje klucz i na drzwiach jednego z pokoi znajduję karteczkę: Henryk Cisowski - o.... mój pokój, w tym wielkim mieście i ja jestem u siebie...co za ulga ;)
Gdy jednak myślę o jakiś twarzach z tamtej strony, to widzę Zbyszka, Piotra, Jacka... nasze ostatnie pożegnania i powitania brzmiały zawsze tak samo: Paradiso... dziś wygląda to jakbyśmy się umawiali na spotkanie... jak we Wrocławiu pod pręgierzem czy w Krakowie: pod Adasiem.... I niezmiennie zastanawia czemu na końcu Mszy ślubnej jest to błogosławieństwo:
Wśród świata bądźcie świadkami, że Bóg jest miłością, aby stroskani i ubodzy, doznawszy waszej pomocy, przyjęli was kiedyś z wdzięcznością do wiekuistego Boga
więc Leszek się nie pomylił... na finalnym przystanku życia ktoś na nas będzie czekał... to ta/to ci, których kochaliśmy - nie jakiś niebieski klucznik - i w ich twarzach rozpoznamy tę jedną Twarz, która wszystko streszcza i wypełnia i to będzie dopiero Paradiso...Photo by Dominik Tola from FreeImages