gdzie jesteś...

Niedawno Mama obchodziłaby swoje 80-te urodziny. Przypomniał mi o tym mój niezawodny telefon, który poza dzwonieniem robi jeszcze parę dość użytecznych rzeczy. Wyświetlił mi jej zdjęcie siedzącej na krześle między kuchnią, a stołem w jej błękitnym fartuszku. Zawsze gotowej z paroma pytaniami kontrolnymi w zanadrzu: a może zjesz jabłuszko? może kawy? Gdy odbierała ode mnie telefon jej pierwsze słowa to: gdzie jesteś? Wszystko dlatego, że lubiłem dzwonić do niej z różnych miejsc, do których mnie zagnało: czy to Plac św. Piotra (szukaj mnie, bo jestem na Aniele Pańskim), czy Południowa Afryka - czy w studiu telewizyjnym przed programem na żywo). Ona była wyjątkiem, nigdy nie miałem takiego zwyczaju, by promować siebie: oglądajcie mnie dzisiaj w programie… wiedziałem, że to sprawi jej radość, że choć tak mogę jej zrekompensować moje krótkie i nieczęste wizyty. Dlatego właśnie zaczynała nasze rozmowy od pytania lokalizującego: gdzie jesteś?