Bergamo woła o pomoc, ale 112 nie odpowiada
Bergamo woła o pomoc, lecz wydaje się, że nikt nie słyszy. Miasto i prowincja liczą zmarłych (dziesięć stron nekrologów w gazecie „Echo Bergamo”), szpitale nieustannie przyjmują pacjentów z COVID-19. Syreny karetek od wielu dni rozrywają upiorną ciszę ulic. Poziom zagrożenia sięga rozmiarów niewyobrażalnych. W sobotnie popołudnie ci, którzy zadzwonili pod numer 112, słyszeli komunikat, że trzeba czekać na połączenie. W niektórych przypadkach nawet kilkadziesiąt minut. Biedny dyspozytor centrum operacyjnego w Bergamo zmarł na koronawirusa i konieczna była dezynfekcja pomieszczenia. W międzyczasie połączenia zostały przekierowane do innych centrów regionalnych, ale duża liczba wezwań pomocy spowodowała, że system został zablokowany, zmuszając tych, którzy musieli zawieźć swoich bliskich do szpitala, aby sami wsadzili ich do samochodu i desperacko gnali w kierunku Szpitala im. Jana XXIII. Podobna sytuacja miała miejsce w piątek wieczorem i w poprzednich dniach.
Dzwonisz na 112 i nie ma odpowiedzi. To dzieje się teraz w Bergamo. Koszmar. W nagłym przypadku nie ma pewności, czy dotrą do nich służby ratownicze, karetki pogotowia lub policja. Są ludzie, którzy mają trudności z oddychaniem, a ponieważ nie mogą skontaktować się z ratownikami, wsiadają do samochodu i pędzą do szpitala. Ponieważ system koordynacji jest obciążony ponad wszelką miarę i widać, że jego operatorzy padają na posterunku, jak to miało miejsce w sobotę, gdzie 46-latek zmarł podczas służby, którą pełnił bohatersko aż do końca.
Problem też w tym, że nie starcza karetek, jak gorzko przyznał radny Giulio Gallera, podczas ostatniej konferencji prasowej ostrzegając: „Nie ma wystarczająco pojazdów, ktoś będzie musiał poczekać do wieczora”. Mają miejsce sytuacje paradoksalne, kiedy rodziny, które na próżno czekając na ambulans organizują własne środki transportu, dostają telefon: „Czy nadal potrzebujecie karetki?”. A to dzieje się to wiele godzin później. Nawet następnego ranka.
Bergamo walczy do upadłego. Lekarze i pielęgniarki są na linii frontu i zarażają się jeden po drugim, zakażeni są zamknięci wewnątrz oddziałów przekształconych w lazarety, gdzie nikt nie może wejść, choćby ze słowem pociechy.
Szpital w Alzano Lombardo, główne źródło epidemii po Codogno (być może równocześnie, jeśli nie nawet wcześniej) jest w rzeczywistości koordynowane przez lekarzy wojskowych, którzy od momentu przybycia narzucili nowe zasady i procedury, stabilizując sytuację, która wymknęła się spod kontroli. Krewni muszą pozostać w domu, czy to pozostać w kwarantannie, przygnieceni niepokojem nie do zniesienia w oczekiwaniu na wiadomości. Jednej nocy zabrakło kurierów, a sytuację uratowali karabinierzy dostarczając radiowozami lekarstwa i inne materiały do szpitali. Wszyscy biorą udział w wojnie przeciwko Covid-19, przekraczając wszystkie możliwe granice. Ale z każdym dniem coraz trudniej jest oprzeć się oblężeniu zła. Posiłki są oczekiwane, ale nigdy nie docierają. Bergamo woła o pomoc i ma nadzieję, że ktoś słucha. Zanim będzie za późno.
źródło:
https://www.avvenire.it/attualita/pagine/bergamo-grida-aiuto-ma-il-112-non-risponde