"wyciągnij rękę do ubogiego" (Syr 7,32)
To już czwarty raz, kiedy w Kościele “obchodzi” się Światowy Dzień Ubogiego. W przedostatnią niedzielę roku kościelnego: za chwilę uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, a tydzień przed nią papież Franciszek - jakby w kontraście - każe nam skierować wzrok na ubogiego. W rzeczywistości nie ma żadnej opozycji między majestatem Chrystusa, bo ten sam Król pokazując na ubogiego, głodnego, nagiego, chorego czy więźnia mówi - tu jestem!!!... Najbliższa niedziela w zasadzie wprowadza nas w tajemnicę królowania Boga, królowania “nie z tego świata” (J 18,36), króla, które przychodzi na osiołku, który panuje z krzyża, który jak sługa umywa nogi swoim uczniom i mówi - tak będzie między wami!!!
Widzimy, jak nam jeszcze daleko do takiego modelu Kościoła, jak bardzo obrośliśmy światowością i jej kryteriami wielkości, siły, skuteczności działania... Franciszek jest świadom długiej drogi, jaką mamy do przejścia, mówi o priorytecie czasu nad przestrzenią (EG 223). W miejsce szaleńczej pokusy, “by rozwiązać wszystko natychmiast, by podjąć próbę zagarnięcia wszystkich przestrzeni władzy i by się samemu potwierdzić” (EG 223) Franciszek woli rozpoczynać procesy: “Czas porządkuje przestrzenie, oświeca je i przemienia w ogniwa łańcucha stale powiększającego się... Chodzi o zaangażowanie społeczne nowych ludzi i grup społecznych, które rozwiną te działania, by przyniosły owoc w postaci ważnych wydarzeń historycznych. Bez niepokoju, lecz z jasnymi i mocnymi przekonaniami.”
Można bez wahania powiedzieć, że takim uruchomionym procesem, którego powoli zaczynamy także dostrzegać owoce jest właśnie to, co możemy ogólnie nazwać Kościołem Ubogich. Jego owoce widać w rosnącej wrażliwości wiernych, szczególnie młodych, na kwestie ubóstwa, wykluczenia; gdy temat towarzyszenia ubogim przestaje być ostatnim na liście zaangażowania duszpasterskiego kapłanów czy parafii, gdy kolejne zgromadzenie zakonne nie tylko we Włoszech przekazuje swój dom czy klasztor dla uchodźców czy osób bezdomnych... gdy pewien biskup w Polsce marzy o tym, aby w jego domu zamieszkali także bezdomni – marzenia także zawierają w sobie dynamikę procesu😉
Światowy Dzień Ubogiego w Kościele, a także słowa, które kieruje Franciszek do nas z tej okazji wpisują się w tę papieską wizję odnowy, gdzie troska o najsłabszego staje się czytelnym wyrazem wierności Temu, którego wyznajemy Panem i Zbawicielem. Te słowa to kolejne ogniwo w tym łańcuchu przemian, do którego jesteśmy dzisiaj zaproszeni.
pełny tekst orędzia na rok 2020
zdjęcie - źródło Vatican News
Ubóstwo ma różne twarze
Na samym początku swojego Orędzia papież stwierdza – choć nic w tym odkrywczego – ubóstwo ma różne twarze.
Codzienność pracy wśród osób ubogich potwierdza to na wiele sposobów - gdy nie potrafimy “jasno i konkretnie” odpowiedzieć na pytanie: jakie są przyczyny tego, że ktoś żyje na ulicy? Jest tyle odpowiedzi, ile ludzkich historii, możemy szukać jakiś wspólnych mianowników, grupować przyczyny, źródła, ale zawsze to będzie jakaś tajemnica ludzkiego serca, która jest tak indywidualna jak jego rysy twarzy.
Twarze ubóstwa to nie tylko przykry widok osób ubogich na ulicy. Ubóstwo, to nie tylko brak pieniędzy w kieszeni, lecz ma ono także swoje ukryte, czasem bardzo subtelne oblicza – samotność, bezużyteczność - nikt mnie nie potrzebuje; często maskowana bezsilność wobec piętrzących się problemów, które trzeba samemu rozwiązywać; konieczność bycia nieustannie silną/silnym - dzielnie odgrywana dzielność; bagaż emocjonalny, który nie jest skrzydłami, ale balastem w przeżywaniu codzienności.
Jest tyle ukrytej ludzkiej biedy, tym dotkliwszej, im bardziej stajemy się na nią - podświadomie, lub co gorsza z wyboru - nieuważni: bo przecież fajnie wyglądasz, tak sobie radzisz... obojętniejemy na subtelne sygnały, prośby o pomoc: gdyby powiedział/a wprost... przecież byśmy go/jej tak nie zostawili... w encyklice Fratelli tutti Franciszek zauważa: Kiedy brakuje ciszy i słuchania, gdy wszystko zamienia się w pośpieszne i niespokojne kliknięcia oraz SMS-y, zagrożona jest podstawowa struktura mądrej komunikacji międzyludzkiej (49).
Skoro są różne oblicza ubóstwa, to i nasze odpowiedzi muszą być zróżnicowane: gdy kogoś uratują zakupy, które zrobię, to innej pomocy będzie potrzebowała osoba, która opiekuje się sama niedołężnym rodzicem, albo niepełnosprawnym dzieckiem; mój czas i uwaga mogą być największym dobrem, którym się z kimś podzielę... zdolność słuchania, bez dawania natychmiastowych dobrych rad, to także towar z górnej półki...
Trzeba więc ruszyć głowę, myśleć niesztampowo... najłatwiej jest pogrzebać w kieszeni szukając 5 złotych, które w gruncie rzeczy nikogo nie uratuje, tylko mój święty spokój... jak pani po 80-tce, która przez lata opiekowała się chorym na Alzheimera mężem, po jego śmierci zgłasza się do pomocy innym chorym, bo mówi: mam doświadczenie... jak kobieta, która codziennie robi za dużo kanapek do pracy, by zapytać się mimochodem koleżanki, o której wiedziała, że bieduje: “może zjesz trochę, bo znowu za dużo sobie zrobiłam?” albo pracodawca, który zmuszony redukować zatrudnienie w firmie chroni najsłabszych...
Franciszek nie pozwala nam zapomnieć o tym, co dla nas wierzących jest tak istotne: Ubóstwo ma różne twarze, które domagają się uwagi pod jednym, szczególnym względem: w każdej z nich możemy spotkać Pana Jezusa, który objawił nam, że jest obecny w swoich najmniejszych braciach (por. Mt 25, 40).
utrzymać wzrok na ubogim

Photo by Benjamin Earwicker from FreeImages
pytanie i wyzwanie
Spotkanie osoby ubogiej jest dla nas wyzwaniem i pytaniem - pisze papież w tegorocznym Orędziu. Zauważmy, że to wyzwanie i pytanie jest skierowane do mnie – nie chodzi o pytanie typu: dlaczego tak żyjesz? Albo o wyzwanie w rodzaju: jak ty wyglądasz, weź się wreszcie za siebie!!!
To pytanie do mnie: czy świat, w którym żyję... świat, który tworzę jest najlepszym z możliwych? Czy to nie my sami zbudowaliśmy świat za ciasnym, za mało gościnnym dla coraz większej rzeszy ludzi – mówi się, że na świecie jest już kilka miliardów ludzi zbytecznych – jako siła robocza, ale także jako konsumenci. Czy pandemia nie ujawniła prawdziwego oblicza świata, który z taką dumą stworzyliśmy: “gospodarki nie stać na lockdown” - czyli, że reguły rynku są priorytetowe względem troski o życie najsłabszych. Czy naprawdę chcemy po prostu powrócić do tego, co było nazywając to “normalnością”? Nigdy w ostatnich paru dekadach nie ujawnił się na tak masową skalę prymat ekonomii, prymat pieniądza (T. Stawiszyński w radiowym “Kwadransie Filozofa”). Czy możemy tak bezproblemowo zaprzyjaźnić się z tym światem, z jego regułami gry... rynku, z jego filozofią, która teraz obnaża przed nami swoje okrutne założenia?
Spotkanie z ubogim, istnienie ludzi, którzy nie zmieścili się w świecie, w którym żyjemy - nie przerzucajmy się szybko winami - to wezwanie do refleksji, to szansa, by być zdolnym zakwestionować to, co nazywam “normalnością”, by zadać sobie pytanie o to, czy nie można tego poukładać lepiej, gdzie każdy człowiek i jego dobro staje się celem, a nie tylko okazją do zysku?
Papież nie daje gotowych odpowiedzi, często ich nie ma – co nie zwalnia nas z trudu ich szukania. Nie myślmy dzisiaj o wielkich, strukturalnych rozwiązaniach, które zmienią bieg historii – ale o mojej “małej polityce”: rodzina, sąsiedztwo, środowisko pracy, znajomi... jest całkiem pokaźny świat wokół mnie, który mogę zacząć czynić lepszym, bardziej na miarę człowieka... jak? To właśnie wyzwanie i pytanie dla Ciebie i mnie...
Może pomogą nam w tym słowa Franciszka:
Wspólnota chrześcijańska jest wezwana do zaangażowania się w to doświadczenie dzielenia się, mając świadomość tego, że nie może ona delegować tego zadania innym. Aby być wsparciem dla ubogich, fundamentalną rzeczą jest osobiste życie ubóstwem ewangelicznym. Nie możemy czuć się „w porządku”, kiedy członek naszej rodziny ludzkiej jest zepchnięty na tyły i staje się cieniem. Krzyk milczenia wielu ubogich musi docierać do Ludu Bożego będącego zawsze i wszędzie w gotowości, by dać im głos, aby solidaryzować się z nimi i bronić ich przed hipokryzją oraz wieloma obietnicami bez pokrycia, a także by zaprosić ich do udziału w życiu wspólnoty.
świadectwo i gesty współdziałania
Papież Franciszek jest autorem wielu określeń, które chyba na długo pozostaną i będą oddziaływać na świadomość nie tylko wierzących - gdy mówi o “wstaniu z kanapy” o “świętych z sąsiedztwa” czy gdy wzywa do “robienia rabanu”. Myślę, że w podobny sposób Franciszek tłumaczy jaka powinna być rola Kościoła wobec złożonej i trudnej rzeczywistości szeroko pojętego ubóstwa, gdy mówi: o świadectwie i gestach współdziałania.
Tak, zaczynamy od naszego świadectwa, nie tyle od oświadczeń, kazań, listów pasterskich... które potwierdzą godności i prawa każdego człowieka do życia, do wolności i godnej pracy i wynagrodzenia. Świadectwa, które jest przed słowem, ale które przez to właśnie jest “wymowne”: popatrzcie na nas, jak my staramy się to robić w Kościele: jak traktujemy siebie nawzajem, jak odnosimy się do naszych pracowników, jak troszczymy się o najuboższych, najsłabszych członków naszej społeczności. Świadectwo jest najpierw, świadectwo uczyni wiarygodnym i przekonującym każde słowo, które wypowiemy w obronie krzywdzonych, zapomnianych, słabych, dyskryminowanych... wtedy słowa nabierają mocy głosu sumienia. Czy często nie jesteśmy podobni do tego, który z belką w oku próbuje uzdrawiać innych dookoła!
Autentyczne świadectwo Kościoła dopełnia się tym, co papież nazywa “gestami współdziałania”. Tym wszystkim, którzy ciągle myślą kategoriami “moje-twoje” czy rywalizacji kto bardziej, kto lepiej (zdarza się to nawet wśród “społeczników”) możemy przytoczyć słowa papieża z jego ostatniej encykliki:
...globalna tragedia, jaką jest pandemia Covid-19, obudziła na pewien czas świadomość, że jesteśmy światową wspólnotą, płynącą na tej samej łodzi, w której nieszczęście jednego szkodzi wszystkim. Pamiętamy, że nikt nie ocala się sam, że można się ocalić tylko razem. Dlatego powiedziałem, że „burza odsłania naszą słabość i obnaża fałszywe i zbędne pewniki, z którymi tworzyliśmy nasze plany, projekty, zwyczaje i priorytety. [...] Kiedy przyszła burza, opadła zasłona stereotypów, którymi przykrywaliśmy nasze „ja”, wiecznie zatroskane o własny obraz; odsłania się na nowo owa (błogosławiona) wspólna przynależność, od której nie możemy się uchylić – przynależność jako bracia”. (Fratelli tutti, 32)
Mamy nadzieję, że obecna pandemia przejdzie szybko do przeszłości - właśnie dzięki zbiorowej mobilizacji i wspólnemu staraniu wszystkich. Jednak pandemia różnorakiej biedy, nie minie... nie widać podobnej gorączkowości w szukaniu na nią antidotum... każdego dnia zabija fizycznie i duchowo dużo więcej osób niż koronawirus, a niewielu te statystyki interesują...
Musimy współ-działać, bo zadanie przed nami ogromne, przerastające możliwości największych pojedynczych graczy... ale razem, ubogacając siebie nawzajem - Kościół ma wiele do dania: swój bagaż doświadczeń, motywacji, także środków, przestrzeni czy ofiarnych, oddanych “pomagaczy” - możemy skutecznie wyjść naprzeciw naglącym wyzwaniom obecnego czasu. Kościół może i nawet powinien uczyć się i czerpać z doświadczeń tych, którzy z ogromnym poświęceniem i profesjonalizmem pracują na rzecz osób ubogich. Jak mówi Franciszek: Całość jest czymś więcej niż część i czymś więcej niż ich prosta suma... Trzeba zawsze poszerzać spojrzenie, by rozpoznać większe dobro, przynoszące korzyści wszystkim. (EG 235) Pragniemy przecież “większego dobra”, które wykracza poza moje ciasne interesy czy korzyści - bo chodzi nam jedynie o człowieka, który teraz, dzisiaj... potrzebuje pomocy.
Potrzebujemy wspólnoty, ażeby nas wspierała, pomogła nam, takiej, w której pomagamy sobie nawzajem patrzeć w przyszłość!”. Snujmy marzenia jako jedna ludzkość, jako wędrowcy stworzeni z tego samego ludzkiego ciała, jako dzieci tej samej ziemi, która wszystkich nas gości, każdego z bogactwem jego wiary czy jego przekonań, każdego z jego własnym głosem, wszystkich jako braci! (Franciszek - Fratelli Tutti, 8)
Photo by shilpin patel from FreeImages
małe gesty sensowne
Słowa z tegorocznego Orędzia papieża przypomniały mi pewną historię, którą usłyszałem przed laty od mojego współbrata: był pewien brat w Genui, który przez wiele lat był kwestarzem w mieście. Wszyscy go dobrze znali, codziennie przemierzał ulice miasta, zaglądał do sklepów prosząc o wsparcie dla klasztoru, dla ubogich... czasem zamiast zbierać zostawiał to, co otrzymał od innych widząc z bliska ludzkie dramaty. Kwesta była także okazją do spotkania, rozmowy, wspólnej modlitwy. Ale wróćmy do naszego brata: tego dnia strasznie pada, brat cały przemoczony stoi na chodniku czekając, by przejść na drugą stronę ulicy. Zatrzymuje się elegancki samochód - kierowca patrzy na tego biednego starego kapucyna i otwiera okno - widząc to ów brat zbliża się do auta ze słowami: dziecko, czy potrzebujesz czegoś?
Właśnie o takiej umiejętności, którą każdy z nas posiada, mówi dzisiaj papież: istnieje w nas zdolność do wykonywania gestów, które nadają życiu sens. To bardzo ważne i potrzebne odkrycie - potrafię, umiem, mogę uczynić coś, co wniesie w czyjeś życie choćby odrobinę światła.
Czasem patrzymy z zazdrością na innych – na ich umiejętności, osiągnięcia, możliwości - oceniając siebie jako bezużytecznych, nikomu niepotrzebnych, skazanych bardziej na porażkę niż sukces. Nie wierzymy, że mamy w sobie coś, co może być dla kogoś czymś, co zmieni jego życie. Kto wie, czy świat jest taki... trudny - bardziej z powodu zbyt wielu takich, którzy nie wierzą, że mogą zrobić coś dobrego, niż z powodu czystych zło-czyńców?
Przestań myśleć o wielkich rzeczach – te przytrafiają się na szczęście rzadko i niewielu, więc możemy odetchnąć z ulgą. Mamy do zagospodarowania codzienność: mnóstwo małych spotkań, epizodów, małych wyborów, drobiazgów, które są ważne... masz tę zdolność - przypomina Franciszek – czynienia gestów, które w czyjeś życie wniosą dobro. Nie możesz o tym zapomnieć... odważ się i zacznij... przekonasz się!
Najlepszy komentarz do włoskiego epizodu z bratem i kierowcą: nigdy nie jesteś na tyle bogaty, by nie potrzebować wsparcia, nigdy nie jesteś na tyle biedny, by nie móc kogoś obdarować.
Franciszek tak o tym pisze:
Wyciąganie ręki pozwala odkryć przede wszystkim temu, który to robi, że istnieje w nas zdolność do wykonywania gestów, które nadają życiu sens. Ileż wyciągniętych rąk widzimy codziennie! Niestety, coraz częściej zdarza się, że pośpiech wciąga nas w wir obojętności do takiego stopnia, że nie potrafimy docenić ogromu dobra, które codziennie dokonuje się w ciszy i z wielką szczodrością. Zdarza się, iż dopiero wtedy, gdy dzieją się rzeczy wywracające kurs naszego życia, nasze oczy stają się zdolne do zobaczenia dobroci „świętych z sąsiedztwa”, którzy „żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga” (Gaudete et esultate, 7), ale o których nikt nie mówi. … życie jest utkane przede wszystkim aktami szacunku i szczodrości, które nie tylko równoważą zło, ale popychają do wzniesienia się ponad i do bycia pełnymi nadziei.
Photo by Ned Horton from FreeImagesimprowizacja i trening... miłosierdzia
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie opisuje człowieka, który w krytycznej sytuacji potrafił zareagować właściwie, widząc pobitego nieszczęśnika. Sposób, w jaki to zrobił zdaje się sugerować, że nie robił tego po raz pierwszy ... przypomina ratownika medycznego wracającego do domu po pracy, który będąc świadkiem wypadku, doskonale wie co ma robić. Ćwiczył to wiele razy, ma ruchy rutyniarza, co nie znaczy, że bezduszne czy obojętne... nie panikuje ani nie lekceważy zagrożenia.
Niektórym dzieła miłosierdzia kojarzą się z poruszeniem wrażliwego serca, które nagle chciałoby coś dobrego uczynić dla świata - najlepiej tu i teraz. Niekiedy rodzi się pytanie: o kogo tu chodzi? Kto jest tu ważniejszy? mój dobrostan (ostatnio modne słowo) czy o tego, któremu chcę pomóc?
Papież zwraca uwagę na coś ważnego, gdy mówi: Nie improwizuje się narzędzi miłosierdzia. Konieczny jest codzienny trening... Nie po raz pierwszy odkrywamy we Franciszku duszpasterza, który stara się mówić językiem prostym i zrozumiałym, a przez to pociągającym: zamiast o cnotach - ugruntowanych sprawnościach moralnych - mówi o narzędziach i treningu. Można powiedzieć więc, że miłosierdzia trzeba się nauczyć, to pożądana umiejętność... sprawność, której potrzebuję, by służyć innym.
Jakkolwiek pewne rozeznanie tematu, odrobina wiedzy nikomu jeszcze nie zaszkodziła, to jednak papież sugeruje, aby - zanim wyciągniemy ku drugiemu rękę gotową do pomocy - rozpocząć ten trening od: świadomości tego, jak bardzo my sami, jako pierwsi, potrzebujemy wyciągniętej ręki w naszą stronę.
To najważniejsza pierwsza lekcja, którą musimy odrobić - że jesteśmy tacy sami, w pragnieniach, we wrażliwości, w poczuciu godności, tęskniący za miłością, szacunkiem, tak samo podatni na zranienia, tak samo tęskniący za bliskimi, za dobrym życiem... nie stoimy wyżej, my którzy wyciągamy pomocną rękę, ale możemy stanąć obok, jako siostra czy brat. Wtedy odkryjemy też nieoczywistość pomagania - że ten uratował nas właśnie ten, ku któremu wyciągaliśmy naszą pomocną rękę.
Przeczytajmy teraz samego papieża:
Wyciągnięta ręka w stronę ubogiego nie pojawiła się jednak znikąd i niespodziewanie. Ten gest zaświadcza raczej o tym, iż przygotowujemy się do rozpoznania ubogiego i do wsparcia go wtedy, gdy zacznie potrzebować pomocy. Nie improwizuje się narzędzi miłosierdzia. Konieczny jest codzienny trening, który rozpoczyna się od świadomości tego, jak bardzo my sami, jako pierwsi, potrzebujemy wyciągniętej ręki w naszą stronę.
Photo by mono bustos from FreeImages